środa, 26 czerwca 2013

 Ledwie zdałam do trzeciej klasy-maturalnej. Nie wierze, jak ten czas szybko leci. Wydaje mi się, jakbym dopiero przyszła do liceum i miała tu posiedzieć jeszcze przynajmniej 3 lata. Perspektyw na przyszłość brak, wiem tylko że kierunek-Warszawa.
Dzieje się niby dużo, a tak na prawdę nic. Bo kilku domówkach i posiedzeniach z paczką dociera do mnie, jak bardzo brakuje mi takich dni, wyjścia z gromadką znajomych na spontana - jeden telefon i wszyscy się spotykamy. Nie robimy nic, a jednak coś. Coś się dzieje. I tak właśnie wpycham się na każdą imprezę, działeczkę, żeby znowu było miło, żebym zapomnieć o wszystkim i się zabawić.
Dobija mnie, że dla niektórych osób utrzymanie wieloletniej przyjaźni jest czymś trudnym. Jak dla mnie, napisanie do kogoś raz dziennie, nawet jakieś bzdety, to nie jest jakiś zbytni wysiłek. Znalezienie godzinki żeby się spotkać w ciągu dwóch dni też nie jest jakimś wielkim wyzwaniem. A jednak niektórzy nie potrafią i historia powtarzana jest cały czas.
Jeżeli już o przyjaźni, nie fajne jest uczucie, że ktoś przy kim byłaś w najgorszych chwilach, w największym dołku, przez pół roku, conocne rozmowy, wieczne smsy, gdy przychodzi wiosna, wraca do swoich kumpli i tak traci się z nim kontakt. A ty znów zostajesz sama.
Zdjęcia zdjęciami, wracam do tego. Już powoli zapominałam, to wieczorne siedzenie nad zdjęciami, a po pewnym czasie przeglądanie starych i ocenianie swojego progresu, wciąganie w "modelowanie" kolejne koleżanki i dobra zabawa.
Siedzonko, zamulanko, rozkmina...